czwartek, 30 lipca 2015

Jack - rejs

Jack postanowił skorzystać z zaproszenia Toma na tygodniowy rejs na Catalinę. Wraz z grupą znajomych miał spędzić w tym bajecznym miejscu raczej szpanerski czas, bo to miejsce ulubione amerykańskich bogaczy i hollywoodzkich gwiazd. Tom miał łódź motorową wartą ponad 200 tysięcy $ i od czasu do czasu lubił zrobić swojej żonie Jeny przyjemność, a przy okazji pochwalić przysłowiową odrobiną swojego bogactwa. Wczesnym sobotnim rankiem Jack ruszył ze swojej mariny drogą 116 na północ, a potem za Carson wpadł na 405, skręcającą na zachód w kierunku Inglewood i Santa Monica. Mijając położone na lewo wielkie lotnisko Los Angeles podziwiał przez chwilę wznoszące się kolejno na niebo dwa kolosy lecące na wschód. Potężne silniki wywoływały nie mały huk pomimo dość sporej odległości. Jack lubił ten dźwięk. Przywodził mu na myśl radość ogarniającą go za każdym razem, kiedy wyruszał stąd w podróż, a szczególnie kiedy leciał do Polski. Dziś jednak starał skupić swoją uwagę na czekającym go już za godzinę rejsie..

Kiedy dojechał do Marina del Rey zostawił swojego wysłużonego Range Rovera na przyportowym parkingu. Idąc nabrzeżem podziwiał przycumowane przy nabrzeżu okazałe łodzie motorowe oraz zakotwiczone
w pobliżu brzegu jachty. Połyskująca tafla całkiem spokojnego dziś oceanu wydawała się przyjazna i zachęcająca do morskiej przygody. Wkrótce odnalazł „Escape” i przywitał się z przyjacielem, wypatrującym zaproszonych gości razem z żoną Nancy. Niemal jednocześnie
z Jack’iem pojawiła się przyjaciółka Nancy, July w towarzystwie nastoletniej córki Jane. W ciągu piętnastu minut przybyli ostatni uczestnicy wyprawy, małżeństwo zamerykanizowanych Czechów Jan i Kate, których Jack miał już okazję poznać na przyjęciach organizowanych przez Toma. Po krótkiej instrukcji udzielonej przez gospodarza, dotyczącej bezpieczeństwa pływania tym motorowym cackiem, w doskonałych humorach odbili od brzegu. Tom pochwalił się obficie zaopatrzonym barkiem oraz zapasami jedzenia, co miało dopełnić frajdy wspólnego spędzania najbliższych dni. Jack nie specjalnie podzielał  upodobanie współtowarzyszy do delektowania się whisky niezależnie od pory dnia. Lubił wino, szczególnie czerwone i to wcale nie w dużych ilościach. Wystarczała mu lampka do obiadu albo do kolacji aby poczuć ciepło nie tylko w żołądku, ale także w sercu.



Teraz wszyscy zasiedli na górnym pokładzie aby napić się kawy.
Było parno, ale przyjemny wiatr nieco schładzał upalne powietrze. Można było nawet normalnie oddychać pomimo narastającego wyraźnie kalifornijskiego skwaru. Rozmawiali o swoich wcześniejszych pobytach na Catalinie. Przecież w końcu od dawna mieszkali w jej pobliżu, więc każdy miał jakieś swoje indywidualne wspomnienia i przeżycia. Jack mimowolnie przypomniał sobie spędzane tam
z Betty wakacje i kilka weekendów. Nie chciał jednak, by dopadł go smutek, dlatego dla odwrócenia uwagi zainteresował się aparatem Jane, która z wprawą rasowego fotografa uwieczniała początek wspólnej, morskiej wycieczki. Kiedy niechciane wspomnienie osłabło, Jack pomyślał, że mógłby najbliższe dni potraktować jako rekonesans przed ponownym przyjazdem, ale już z Ann. Tak, chciałby kiedyś zabrać ją w ten tak odległy zakątek świata, na tą znaną i nieco szpanerską, ale jakże magiczną wyspę, aby wspólnie mogli się napawać jej pięknem, przepychem ameryki i poznawaniem się. 

wtorek, 28 lipca 2015

Mag - planowanie

Mag miała chęć na jakąś niewinną rozrywkę. Sięgnęła do torebki po telefon i wybrała numer Ann.
- Cześć, co porabiasz? - spytała
- Cześć Mag, właśnie wracam z zakupów, ale jestem jeszcze w centrum – Ann miała lekko zdyszany głos.
- To świetnie się składa, bo ja jadę do centrum. Chodź dziś ze mną do kina. –zaproponowała tonem bardziej nieznoszącym sprzeciwu, niż proszącym.
- Właściwie mogę – Ann na chwilę zawiesiła głos – a na co pójdziemy i gdzie się spotkamy?
- Spotkamy się w Arkadii i zobaczymy co ciekawego grają. Będę czekać na Ciebie drugim piętrze. Potem może przysiądziemy gdzieś na lody i pogadamy, bo już nie pamiętam kiedy miałyśmy okazję na rozmowę inna niż o pracy – Mag westchnęła, bo rzeczywiście odczuwała potrzebę wybadania Ann, jak mają się sprawy z Jack’iem. Wiedziała i cieszyła się, że tych dwoje przesiaduje ze sobą na skype. Trwało to już prawie 4 miesiące, ale wyglądało, że wciąż mają tematy do rozmowy. Wiedziała też, że Ann spotyka się z jakimś facetem, ale nie miała pojęcia czy dla Ann to coś poważnego, czy tylko takie "fiu, bździu", dla zabicia czasu.
Już dawno Mag uknuła swój cichy plan, żeby Ann i Jack mogli się z sobą spiknąć, no i wreszcie można chyba powiedzieć, że obydwoje zapałali do siebie sympatią.
- Ok, no to tymczasem pa i do zobaczenia- rzuciła Ann i rozłączyła się.
W ciągu 15 minut Mag dotarła na podziemny parking. Zdziwiła się nawet, kiedy zobaczyła Ann przeglądającą repertuar kinowy na tablicy przy kasie. Chciały pójść na komedię, niestety do wyboru był tylko dramat wojenny, 2 filmy sensacyjne i 2 SF. Mag była nieco zawiedziona, bo brak wyglądało na to, że zaplanowany przez nią na dziś popołudniowy relaks kinowy skończy się na zwykłych pogaduchach osłodzonych lodami. Ann wcale to nie przeszkadzało
i ochoczo przystała na wersję, że zamiast iść na nudny film posiedzą sobie w kawiarni.
Kiedy zasiadły już w wygodnej kanapie i złożyły u kelnerki zamówienie Mag od razu przeszła do rzeczy.
- Ann, czy pytałaś może Jack’a kiedy planuje przyjazd, bo ja jakoś nie mogę z niego nic konkretnego wyciągnąć
- No bo sam jeszcze nie wie – Ann uśmiechnęła się jakby była zadowolona, że jest lepiej zorientowana niż Mag – oznajmił mi wczoraj, że w  ciągu jest szansa, że w ciągu 2 tygodni zarezerwuje bilet.
- Czyli rozmawialiście o tym? – upewniła się Mag
- No tak, tym bardziej, że też mnie to bardzo interesuje, bo kroi mi się niezła impreza i mam chęć zaciągnąć Jack’a jako osobę towarzyszącą.
- Oooo … no to super. Już mi się ten pomysł podoba, a powiesz coś więcej ?– Mag była mocno zaintrygowana.
Ann roześmiała się, ale zrobiła tajemniczą minę, jakby chciała wykręcić się od odpowiedzi.
- No nie bądź taka, powiedz o co chodzi – nalegała Mag.
-Dobra, niech ci będzie – Ann przerwała na moment mieszanie malinowych i waniliowych lodów i spojrzała na Mag wymownie.
- Dostałam zaproszenie na bal biznesowy w kwietniu. Mogłabym zabrać Jack’a - zawiesiła na chwilę głos - … byłoby fajnie.
Mag aż klasnęła w ręce i roześmiała się zadowolona.
- Super, on bardzo dobrze tańczy – zastanowiła się przez chwilę i dodała już nieco bardziej opanowana – chociaż nie pamiętam kiedy ostatni raz miał okazję wykazywać się tymi umiejętnościami.
Mag próbowała sobie przypomnieć i jedyne, co jej powracało z pamięci to wesele kuzynki. Oj, kiedy to było? Chyba 20 lat temu. Nie powiedziała jednak tego na głos, bo w końcu Ann mogłaby to jakoś dziwnie odebrać. Pomysł Ann wydał się Mag wręcz świetny. W końcu tego rodzaju okazja daje bardzo dobre okoliczności do pogłębienia sympatii, a bez wątpienia może nawet być katalizatorem fascynacji i jeszcze czegoś więcej. Po tych ustaleniach rozmowa zjechała znów na sprawy bardziej zawodowe, bo dotyczące kampanii promocyjnej ich wspólnego projektu. Kończąc lody i pijąc pyszną kawę z bitą śmietaną omówiły przed jutrzejszym oficjalnym spotkaniem, szczegóły najbliższych kontaktów i linię strategii współpracy z partnerami biorącymi udział w projekcie. W sumie zeszło im się znowu do wieczora, więc postanowiły zbierać się do domu. Centrum handlowe już nieco opustoszało. Jeszcze na ruchomych schodach, prowadzących do podziemnych parkingów powrócił temat Jack'a. Ostatecznie Mag zapewniła Ann, że dołoży wszelkich starań, aby zmotywować go  zarówno do przyspieszenia terminu przylotu, jak też do towarzyszenia Ann na balu, gdyby w ogóle przyszło mu do głowy opierać się.
- Mag, świetnie, że jesteś "za", ale proszę Cię, ja sama chcę  o tym powiedzieć Jack’owi. Znajdę odpowiedni moment, żeby ta moja propozycja nie wydała mu się jakoś głupia, albo na wyrost. – Ann była zakłopotana, ale Mag niepotrzebne były żadne już tłumaczenia.
- Dobra, zrobimy tak: jak już powiesz mojemu bratu, to ja będę go drążyć, żeby przypadkiem nie było przeszkód- Mag była z siebie zadowolona i wyraźnie widziała, że Ann ten plan całkowicie odpowiada. Uff, Mag odetchnęła. Wiedziała, że wszystko co uknuła sobie w myślach jest na jak najlepszej drodze.


czwartek, 23 lipca 2015

Jack - ważne sprawy

Powrót Jack’a do Stanów był konieczny ze względu dopilnowanie interesów. Między innymi powodem był termin rozliczenia podatkowego i chociaż Jack korzystał z usług wyspecjalizowanego biura, jednak musiał odpowiednio wcześniej dostarczyć komplet dokumentów i faktur. Po załatwieniu tych spraw w pierwszej kolejności zajął się dopinaniem szczegółów kontraktu z agentem nieruchomości, któremu chciał udzielić szerokiego pełnomocnictwa do wynajmu oraz zarządzania w zakresie rozliczeń i napraw. Miał w słonecznej Kalifornii dom w Compton oraz apartament w Montebello. Co prawda apartament wciąż wymagał spłacania hipoteki, ale tylko jeszcze przez rok. Czerpanie dochodów z nieruchomości pozwoliło Jack’owi rozwiązać swoje problemy po utracie zarobkowania jako projektant aranżacji ogrodów, kiedy zdecydował zamknąć swoją firmę. Zapaść amerykańskiego rynku nieruchomości trwała zbyt długo i zbyt mocno odbiła się na pozostałych branżach silnie związanych z budową, wyposażaniem i wystrojem domów
i mieszkań. Dom i apartament były wynajmowane od śmierci Betty, więc uzyskiwane z tego źródła dochody nie tylko pokrywały raty hipoteczne i ubezpieczenie Jack’a, ale także dawały Jack’owi komfort finansowy. Zdecydowanie dodawało mu to poczucia własnej wartości,
a poza tym mógł pomagać Mag, kiedy miała jakieś poważniejsze wydatki. Mógł też przyzwoicie żyć, niespecjalnie ograniczając swoje zachcianki, których jednak jak dotąd nie miał zbyt wiele. Lubił raz na jakiś czas pojechać na plenerową wycieczkę, by być bliżej natury i porobić pamiątkowe zdjęcia. Zdecydowanie kochał podróże do Polski, bo tam miał siostrę Mag i dalszą rodzinę, z którą był jednak silnie związany i utrzymywał regularne kontakty.
Czekając na telefon od agenta nieruchomości włączył internet, żeby pooglądać śmieszne filmy na youtube. Ta rozrywka zawsze rozbawiała go i dawała do myślenia, skąd ludzie biorą takie głupie pomysły, albo odwagę, żeby realizować tak karkołomne filmy.
Zobaczył, że na skype czeka na niego wiadomość od Mag. Pytała, czy już pozałatwiał swoje sprawy i kiedy planuje przyjechać do Polski.
Jeszcze dokładnie nie wiedział, bo chciał jeszcze zrobić badania lekarskie, z powodu niepokojących bóli w obrębie szyi i lewego barku. Te bóle czasami budziły go w nocy,
a także zaczynały ograniczać gwałtowniejsze podnoszenie lewej ręki. Wizytę w szpitalu miał umówioną dopiero za dwa tygodnie, bo jego zaprzyjaźniony ortopeda był aktualnie na urlopie.  Niby dolegliwości nie wyglądały specjalnie poważnie, ale Jack postanowił sprawdzić  o co chodzi, tym bardziej że ode lat regularnie chodził na siłownię. Z upodobaniem wyciskał z siebie siódme poty od lat, a to przekładało się na doskonałą kondycję i samopoczucie. Upajał się prawie obolałością mięśni po treningach i czuł że żyje. Z satysfakcją patrzył na swoją wysportowaną sylwetkę w lustrze. Oglądały się za nim kobiety na ulicy – nawet o wiele młodsze – a na siłowni lub na basenie zdarzało się,
że oglądali się także mężczyźni. Miał z tego nie małą frajdę, więc uśmiechał się do siebie
z zadowoleniem. W końcu Jack odpisał Mag zgodnie z prawdą, że mocno myśli
o przyjeździe do Polski, ale o terminie zdecyduje dopiero po wyjaśnieniu problemów
z barkiem. Musiał uzbroić się teraz w cierpliwość i jeszcze trochę cieszyć się swobodąhttp://zakochane-rozmowy.blogspot.com/2015/07/jack-z-daleka_19.html swojego nudnego życia.

środa, 22 lipca 2015

Ann - trudny dzień

Miała w pracy okropny dzień. Padła jej finalizacja sprzedaży luksusowej nieruchomości w podwarszawskich Regułach. Pracowała w nieruchomościach od blisko 3 lat i wreszcie dobrnęła do poziomu, kiedy zaangażowanie i profesjonalizm zaczynały przekładać się na zarobki. Od 3 miesięcy zajmowała się piękną, nowoczesną willą, oferowaną za 2,5 miliona złotych.
Kiedy miesiąc temu wreszcie znalazł się nabywca zachwycony zarówno aranżacją wnętrza, jak też ukwieconym ze smakiem
i bardzo zadbanym ogrodem Ann poczuła,
że będzie mogła zaszaleć w tym roku
z zorganizowaniem urlopu w jakimś niebanalnym miejscu. Lubiła podróże dalekie
i bliskie, ale ostatnio przypadały jej w udziale najwyżej te drugie. Perspektywa otrzymania pokaźnej prowizji za sprzedaż domu w Regułach była na tyle ekscytująca, że Ann już kilka razy przeglądała czasopisma podróżnicze, poszukując pomysłu na atrakcyjny wyjazd. Niestety właśnie dziś, klient zainteresowany kupnem zadzwonił
z nieszczęsną informacją, że musi zrezygnować ze swojego marzenia z powodu objawienia się w ostatnim tygodniu poważnych kłopotów z urzędem skarbowym. Obawiając się zablokowania kont bankowych oraz innych reperkusji trudnych do przewidzenia wyników kontroli skarbowej w jego firmie, zwyczajnie musiał odpuścić przeniesienie się do nowego domu. Ann rozumiała go, ale była podłamana, że z jej ekskluzywnych wakacji są już raczej nici.

Kładła się do łóżka nawet nie tak bardzo zmęczona fizycznie, co psychicznie, bo dzień nie należał do przyjemnych.. Włączyła ulubioną płytę, z której sączyła się cicho łagodna muzyka, przejmująca dźwiękami gitary Jeff'a Beck’a- prezent od Andrew. Odprężała się powoli, zastanawiając co przyniesie kolejny dzień, miesiąc, rok. Ogólnie i tak była z siebie zadowolona, ponieważ udało jej się odciąć emocjonalnie od swojej przeszłości i ciężkich małżeńskich przeżyć. Podjęła ciężką decyzję o opuszczeniu budowanego przez lata domu, bo nie mogła już wytrzymać codziennego strachu i patrzenia na pogłębiający się alkoholizm męża. Minęło już sporo czasu, więc zdążyła odbudować swoje nerwy i psychikę. Niestety nie załatwiła, nawet nie kiwnęła palcem w sprawie rozwodu, choć wiedziała, że musi się w końcu zmobilizować żeby dostać rozwód i założyć sprawę o podział majątku. Inaczej nigdy nie odetchnie pełną piersią i nie odzyska komfortu finansowego. Borykanie się ze wszystkim ciążyło Ann od początku, ale przecież wiązała koniec z końcem. To cieszyło ją i dawało satysfakcję każdego dnia po odzyskaniu wolności. Niezależność od męża pod każdym względem była koniecznością życiową, dodawała sił i chęci do działania, a także pozwalała dość łatwo godzić się z rozmaitymi niedostatkami.
Nadchodzący weekend zapowiadał się miło, bo Andrew obiecał odwiedzić ją przed południem. Pewnie pojadą na zakupy, żeby było z czego przygotować wyszukany obiad. Andrew lubił gotować dla niej i wciąż okazywał pasję przygotowywania dla niej różnych potraw na zapas. Dzięki temu praktycznie zawsze miała pełny zamrażalnik jedzenia, więc nawet nie musiała w tygodniu robić codziennych zakupów. Poporcjowane kotlety, zrazy, pieczenie i potrawy jednogarnkowe były dla Ann wybawieniem od stania przy kuchni po powrocie z pracy. Uwielbiała Andrew za to … no ale przecież nie tylko za to.

wtorek, 21 lipca 2015

Andrew - wspomnienie

Praca i związany z nią ciągły stres męczyły
i wyczerpywały Andrew. Pracując często także w soboty nie wystarczająco wypoczywał przed nowym tygodniem. Bywały czasami takie lepsze weekendy, kiedy jechał na ryby, albo spotykał się
z Ann. Zbyt rzadko udawało się połączyć jedna i drugą przyjemność. Tak, Ann jest przyjemnością. Doszedł ostatnio do wniosku, że coraz bardziej odbiera ją, jako nagrodę za swoje zapracowane i monotonne dotąd życie. Dość często wracał do początków ich znajomości, do pierwszych spotkań. Pamiętał, z jaką radością i fascynacją patrzył na nią, wtedy w restauracyjnym ogródku, gdy letni wieczorny wiatr rozwiewał jej włosy. Cieszył się, że wraca wciąż do niego jej dźwięczny śmiech, z którym tak bardzo było jej do twarzy. Opowiadała
o sobie i choć poruszyła wiele smutnych spraw, to wyraźnie odbierał jej ulgę i radość, że mówi już o przeszłości. Pod wpływem tej chwili i fascynacji właściwie niepozorną, a jednak bardzo urokliwą kobietą tak mocno zapragnął wprowadzić w swoim życiu nowy, inny ład.
To nic, że oznaczałoby to zburzenie dotychczasowego, ułożonego i grzecznego życia. Wtedy przy kolacji i winie spędzili kilka przemiłych godzin. Andrew był oszołomiony
i radosny do tego stopnia, że kiedy już opuścili restaurację i szli przez spowity ciemnością park, porwał Ann w ramiona i namiętnie pocałował. Miał stracha, czy się nie ośmieszy, czy Ann go nie odepchnie. Nic takiego jednak się nie stało. Czuł, że początkowo była nieco zmieszana i zaskoczona, ale przecież znali się wirtualnie już prawie 2 lata. Czuł, jak poddaje się jego pocałunkom i tuleniu. Bez większego pośpiechu dotarli w końcu do taksówki. Tam też całował ją znowu i już trochę bardziej ośmielony dotykał jej piersi i ud. Czuł jej drżenie oraz ciepło, a to sprawiło, że nie miał najmniejszej ochoty wypuszczać Ann ze swoich objęć. Na jego szczęście Ann mieszkała na obrzeżach Warszawy, a dzięki temu podróż trwała dobrze ponad 20 minut. Czuł się wspaniale.
- Przenocujesz mnie dziś? – spytał szeptem wprost do ucha Ann.
- Proszę, przenocuj mnie – błagał przymilnie.
Nic nie odpowiadała, ale czuł jak rozpływa się w jego pocałunkach i uściskach. W końcu musieli zaczerpnąć tchu. Ann popatrzyła mu prosto w oczy i milczała dłuższą chwilę uśmiechając się. Był niemal pewny, że się zgodzi.
- Dziś nie – odpowiedziała spokojnie i z wyraźną nut a czułości.
- Jutro obojgu nam nie byłoby z tym dobrze.
Nie nalegał, bo i tak był szczęśliwy. Pomyślał, że prawdopodobnie Ann ma rację. Wcześniej spotykali się chyba 2 razy w kilkumiesięcznych odstępach czasu i choć podobała mu się nie przejawiał zdecydowanego zainteresowania zacieśnieniem nawiązanej w sieci znajomości … zwyczajnie bał się, co z tego może wyniknąć.
To spotkanie było jakoś inne, dlatego odwaga i nadziej wzięła w nim górę nad obawami
i niepewnością. Spotkanie skończyło się pięknie i ekscytująco. Czuł się jak 16 latek na pierwszej randce, co w jego wieku jest zupełnie zaskakującym określeniem. Rozsadzała go energia. Owładnęła nim tęsknota za namiętnym sexem. Po odprowadzeniu Ann do klatki schodowej wrócił do czekającej taksówki. Całą drogę uśmiechał się do siebie, bo zaczął wierzyć, ze zrobił znaczący krok, aby ta tęsknota wypełniła się.

niedziela, 19 lipca 2015

Jack - z daleka

Miał trochę dość swojego obecnego stylu życia. Nuda była jego głównym składnikiem. Chociaż wciąż wynajdował sobie te drobne przyjemności typu gotowanie, spalanie kalorii na siłowni, krótkie wycieczki, pasję fotograficzną, to wszystko nie dawało satysfakcji i poczucia prawdziwego życia.

Przyjaciół, mógł policzyć na palcach jednej ręki. Okazji do spotkań nie było zbyt wiele, bo każdy przecież ma swoje sprawy, pracę, albo zaabsorbowanie rodziną.
Ale Jack nie tego miał. Miał za to plany, aby to zmienić.
Ostatnim razem, kiedy odwiedził  na Święta Bożego Narodzenia Polskę poczuł wreszcie  wyraźnie przyspieszone bicie serca, kiedy poznał Ann. Siedział obok niej i właściwie był to już wtedy jego czas pożegnań, bo do wyjazdu pozostało zaledwie 2 dni.
Ann była przyjaciółką jego siostry Mag. Słyszał o Ann od prawie 3 lat, ale dopiero teraz miał okazję spotkać ją bezpośrednio. Drobna i energiczna sprawiała bardzo miłe i przyjazne wrażenie. Ślady dawnej urody były jeszcze wyraźnie widocznie, ale wygląd nie był już jej największym atutem. Uśmiech i łagodna osobowość zdecydowanie wychodziły na pierwszy plan i rzucały się od razu w oczy. To spodobało mu się bardzo. Kiedy zamykał oczy, wracało wspomnienie jej uśmiechających się i błyszczących oczu, gdy brała z jego rąk filiżankę z kawą. Ucieszył się, że wpadła na chwilę na rodzinne spotkanie przed jego wylotem do Stanów. Było mu dobrze, gdy na pożegnanie przytulił ją do siebie mocno, dziękując szeptem, że przyjechała. To dlatego nie chciał wypuścić jej z objęć przez dłuższą chwilę.


Następnego dnia długi lot był jakoś mniej uciążliwy. Przez chwilę patrzył na skłębione chmury, szybko uciekające w dół. Wyglądanie przez okno już go nie bawiło. Wiedział, że prześpi większość czasu. Pod zamkniętymi powiekami majaczyły obrazy z warszawskiego cmentarza, gdzie pochowane zostały te kobiety, które kochał. Wracał jednak także wesoły obraz Ann, proponującej zamianę miejsc przy stole tak, żeby siedział przy Mag i mógł razem z nią sprawdzać w internecie szczegóły rezerwacji swojego miejsca w samolocie.
Mimo głębokiego smutku towarzyszącego konieczności rozstania z Polską, poznanie Ann wprawiło go w lepszy nastrój. Po kilku dniach dostał od niej mail, z pozdrowieniami. Było mu miło, nawet bardziej niż się spodziewał. Od tej pory częściej niż zazwyczaj zaglądał do swojej poczty. Co kilka dni pisali do siebie, zdając relację z codziennych zajęć. Z Mag kontaktował się przez skype przynajmniej raz na 3-4 dni, ale ona była mocno zaabsorbowana pracą i nie mogła poświęcać na siedzenie przed ekranem komputera zbyt wiele czasu. Jack miał jednak nadzieję za którymś razem spotka Ann u Mag  i może uda mu się namówić ją na kontakty przez skype, bo nie bardzo lubił pisać maili. Doczekał się po prawie 3 tygodniach. Ann wykorzystała pomoc Mag, żeby założyć konto i nauczyć się podstawowych zasad użytkowania tego dobrodziejstwa techniki, dzięki któremu znikały kilometry, a nawet ocean dzielący ludzi na całym świecie. Lubił czas tych rozmów, choć nie zawsze warunki techniczne sprzyjały. Zastanawiał się, jak potoczą się dalej losy tej znajomości. Czy można zainteresować się sobą na odległość na tyle, aby snuć jakieś  plany?
Jeszcze nie umiał sobie odpowiedzieć. Trochę się bał i wahał, ale postanowił poddać się miękko biegowi zdarzeń i okoliczności.

sobota, 18 lipca 2015

Ann - nowa codzienność

Już od dłuższego czasu popołudnia i wieczory były do siebie podobne. Codziennym rytuałem stało się telefonowanie Andrew zaraz po wyjściu z biura. Wymieniali się bieżącymi relacjami o tym, co działo się od rana no i mogli flirtować przed przesłaniem pożegnalnych buziaków. To sprawiało, że wydawał się jej być bliżej niż mówiła liczba faktycznie dzielących ich ponad 30 kilometrów. Zawsze mieli o czym mówić i coraz bardziej czuła, jak rośnie znaczenie tego rodzaju kontaktu. Wiedziała, że Andrew o niej myśli i stara się, aby odczuwała to wyraźnie i bez wątpienia. W głębi serca była mu za to wdzięczna, bo dzięki tym codziennym rozmowom było jej miło i dobrze.


Po powrocie z pracy, zwykle późnym popołudniem pospiesznie przygotowywała i zjadała obiadokolację. Na ogół  jadła z pilotem w ręku, aby przerzucać szybko kanały informacyjne w tv. Lubiła chociaż orientować się na bieżąco co słychać na świecie. W tym samym czasie odpalała laptop żeby sprawdzić swoją skrzynkę pocztową. Andrew lubił także napisać parę słów w drugiej części dnia. Właśnie przeczytała jak pomstował na niezałatwione dwa zlecenia, przez które będzie musiał jutro zacząć pracę w nerwowej atmosferze
i pośpiechu. Ann miała zamiar odpisać mu kilka ciepłych zdań pocieszenia, kiedy zadźwięczał skype wywołujący ją na video rozmowę. Przełykając ostatnie kęsy pysznego spaghetti, które już całkiem ostygło odebrała połączenie od Jack’a.
- Cześć Aniu, jak Ci minął dzień? – spytał z uśmiechem.
- Cześć, przepraszam cię, ale jeszcze kończę jeść, bo dopiero niedawno wróciłam.
- Dobrze, wcale się nie przejmuj. Ja piję południową kawę, więc fajnie będzie posiedzieć razem.
Ann uśmiechnęła się, bo oczywiście super były te wspólne wieczory i pogaduchy. Dla niego były to spotkania w samym środku dnia z powodu międzykontynentalnej różnicy czasu, ale jakoś dostroili się oboje do tych okoliczności. Polubiła Jack’a jakoś tak naturalnie i szybko, no ale pewnie nie było bez znaczenia, że wcześniej Mag  wiele i często o nim mówiła. Widzieli się raptem wszystkiego trzy razy w ostatnich dniach zanim wrócił do Kalifornii, jednak potem skype ułatwił nawiązanie i rozwinięcie kontaktu.
Na początku rozmawiali 1-2 razy w tygodniu,  ale w ostatnich 3 miesiącach to już codziennie. Mag miała chytry plan, żeby zrobić z nich parę. Twierdziła, że taki obrót sprawy rozwiązałby wiele rozmaitych zawiłości życiowych i problemów, a ostatecznie wszystkim byłoby z tym lepiej niż teraz.
Ann była nieco sceptyczna, ale postanowiła z góry nie przekreślać tego pomysłu. Kusiła ją
i podniecała taka perspektywa, jednak rozsądek powstrzymywał ją przed chęcią dopięcia tego za wszelką cenę.
- Jesteś bardzo miły, więc dla towarzystwa zrobię sobie szybciutko herbatę- powiedziała
i poszła włączyć wodę.
- Cieszę się, że znowu mogę spędzić  z Tobą trochę czasu, tylko wciąż boję się, czy zanadto nie zawracam ci głowy-
- Eeee … spokojnie. Muszę odpocząć i odparować po całym, zaganianym dniu, więc i tak nie mam zamiaru już nic robić – odpowiedziała uspokajająco.
Już z kubkiem herbaty usiadła przed ekranem, aby podziwiać zdjęcia, które Jack zrobił
w ostatnim tygodniu specjalnie dla niej, aby choćby w tej niedoskonałej formie zobaczyć zachwycające piękno Kalifornii.
Opowiadał jej o tych miejscach, które sfotografował, ale ostatecznie stwierdził, że i tak
w naturze wszystko ma inny wymiar i czar.
Zanim się obejrzeli minęły 2 godziny, więc dla Ann godzina zrobiła się całkiem późna. Trochę z  żalem, ale pożegnała się, żeby tym razem pójść spać o przyzwoitej porze. Kolejny dzień miał być równie męczący, jak ten który właśnie się kończył, ale była pewna, że nie będzie pozbawiony miłych akcentów ze strony Andrew no i zapewne także oddalonego o tysiące kilometrów Jack’a.