poniedziałek, 13 lipca 2015

Jack - poranne rozmyślanie

Znów obudził go chłód wilgotnej pościeli. Nie lubił tego odczucia, jakby woda zza burty wlewała się pod kołdrę. Jeszcze chwilę leżał
z zamkniętymi oczami, zanim sprawdził która godzina. Dochodziła 5 rano - zbyt wcześnie aby wstawać i brać się za cokolwiek. Takie powtarzające się poranki były męczące i przygnębiające, bo zmuszały do rozmyślań, a bardziej jeszcze wspomnień.
Jack wiele by dał, żeby nie były one takie bolesne. Jak widać przeszłość nie chciała go tak łatwo opuścić, jak Betty.
Kobieta, za którą przemierzył w odległej już młodości ocean i z którą przeżył tyle szczęśliwych lat zostawiła go w żałosnym smutku, bólu i niedosycie życia, co aż nazbyt często maskował zdawkowym uśmiechem. Śmierć jest wielką burzą w życiu bliskich, którzy zostają. Zawsze przychodzi nagle, nawet wówczas gdy poprzedza ją krótsza lub dłuższa choroba. Uderza mocno i głęboko, pozostawiając zgliszcza w głowie i sercu.
W ciągu ostatnich czterech lat Jack przezywał burzę za burzą. Najpierw opuściła go ukochana żona Betty. Rok później ubóstwiana matka, a w kolejnym roku zmarła pełna humoru i wielkiego apetytu na życie siostra Grace. Doznanie tych strat było i jest swoistą, najcięższą lekcją, uczącą konieczności życia jego pełnią, nawet jeśli nie sposób uniknąć improwizacji.
W ciszy poranka prawie codziennie dźwięczał mu w uszach śmiech Betty. W przymglonych szybach niewielkich bulai zbyt często majaczyła jej twarz naznaczona złym nastojem oraz bólem głowy.
Tak mocno kochał ją, a teraz tak bardzo chciałby uwolnić się od powracających obrazów wspólnego życia. Wiedział, że trwanie w rozpaczy nie ma sensu i prowadzi do nikąd.
Z ulgą wyrywał się ze swoich rozmyślań nasłuchując odgłosów budzącego się portu.  Krzyczące mewy, rozpoczynające właśnie codzienne gonitwy za śniadaniem sprawiały, że Jack odczuwał nostalgiczne pragnienie powrotu do prozaicznej normalności, w której codzienność nie jest tak monotonna i tożsama z samotnością.
Właśnie szczególnie w porannych rozmyślaniach uświadamiał sobie potrzebę odnalezienia swojego nowego miejsca, gdzie cisza nie będzie tak mocno

i często dzwonić w uszach. Chciał poczuć granie w duszy. Nie wiedział jeszcze jak, ale postanowił przeskoczyć w nowy dla siebie czas i w ten sposób wyzwolić się z izolacji, w której tkwił prawie od czterech lat.
Wiedział, że stoi nad przepaścią między starym i nowym, między przeszłością
i przyszłością. Wiedział, że musi skoczyć w tę przepaść, bo toczące się wokół niego, a nawet bardziej jakby poza nim życie nie chce czekać i ma wyraźną chęć umknąć po cichutku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz